
laotanski klasyk. tuk-tuk prawie jak autobus. mozna zabrac na wycieczke cala klase i jeszcze prowiant sie zmiesci. gdyby tylko droga byla troche lepsza, byloby calkiem wygodnie. sa nawet przeciwpylowe zaslonki z tylu, teraz zrolowane...

tuk-tuk w wersji light. mala nosnosc, ale i dystanse lajtowe; pan jezdzi z przystanku autobusu w tajlandzkim chiang-khong do granicznej przystani na mekongu. gora 2 km.

w tajlandii centralnej wiadomo - porzadek. nawet tuk-tuki moga byc szykowne. czar lat 60-tych.

a luang prabang w laosie jest takie eleganckie, ze tuk-tuk ma nawet alufelgi (halo, agata!)

shared taxi. odjezdza, kiedy jest pelny. zasieg do ok. 150 km. miejsce kolo kierowcy jest odpowiednio drozsze, ale czasami warto - widoki, mniej pylu, no a w razie water festivalu mozna zamknac okno.

jak cos jest tak zaladowane, to musi byc birma :) czekamy jeszcze na pasazerow.

podpis jak wyzej :]

a jak cos jest takie slodziutkie, to musi byc laos...

a jak orgia kolorkow, to witamy w tajlandii

prosty lud na wsi jezdzi traktorami. traktory sa troche inne niz w polsce.

a to to juz nie wiem, co to jest, ale w birmie to dosc typowy pojazd. potwornie halasuje. miejscowi twierdza, ze made in china, i ze wcale nie takie stare. myslalem, ze to model sprzed wojny, ale zarzekali sie, ze gora 15-20 lat. czyli nowka.


poniewaz tak duzo pojazdow to male litraze, wiec rowniez stacje benzynowe nie musza byc wielkie. czasem sa nawet calkiem malutkie. choc pracuja i w dzien i w nocy. wersja zupelnie partyzancka to baba z litrowymi butelkami na poboczu. butelki pelne litrow cennego paliwa.

handa, czyli chinska wersja hondy. do dupy, ale bardzo tani pojazd. zdobienie dosc typowe dla birmy. podobno lubia ten dizajn bez zadnych zlowrogich podtekstow.

czasem na rzece tez trzeba sie pospieszyc. tu widac pospiech w losie. tzw. fast boat jest ukochanym dzieckiem miejscowych, my jednak zawsze konsekwentnie optowalismy za slow. very slow.

slon jest niewygodny, powolny i bardzo fotogeniczny. tylko dla turystow.

dorozka z motocyklem. wynalazek z siem reap w kambodzy. sluzy do zwiedzania angkor wat. luksus za przystepna cene. zasieg do ok. 50 km, czyli do co odleglejszych ruin.

wymierajacy (wysypiajacy?) zawod - rikszarz. pan jest z chiang mai na polnocy tajlandii. len.
2 komentarze:
dzieki Kamilu za tego bloga.
pomogl mi przetrzymac zime...
do zabaczenia
kurde, maga, ale masz refleks z tymi ulubionymi :)
chyba tylko jeszcze jeden bedzie niestety.
Prześlij komentarz