czwartek, lutego 16, 2006

To i owo, w tym odpowiedzi na pytania

chyba ostatni wieczor w laosie. pakse - znowu kolonialna lza sie w oku kreci. usilnie probujemy wydac pozostala nadwyzke miejscowej waluty. obzarstwo i opilstwo. innym ze sposobow jest nocleg w starej francuskiej willi. meble jak z desy, znowu zabojcza drewniana podloga, chabrowe kafelki w wielkiej lazience, sufit na wysokosci chyba 4 metrow. taras na wylacznosc. okragle 15 dolarow. pan uprzedza, ze "room very expensive". zdecydowanie najlepszy nasz nocleg. tradycyjnie - zdjecie juz nie oddaje, ale co tam...


a teraz zaspokojona zostanie ciekawosc niektorych.

czytelniczka iza pyta: czym sie tam rozgrzewacie, jakies alkohole tam sa i inne fajne rzeczy na rozgrzanie? czy moze przeoczylam w opisie?

odpowiadamy: w laosie jest dziwacznie tanie piwo. butelka beer lao 0,6 l kosztuje dolara albo i mniej. oczywiscie w knajpie. w tajlandii piwo potrafilo kosztowac nawet 3 dolce - np. beer singha. to w tutejszych realiach spora kwota. lokalna whisky lao lao jest za psi grosz. smakoszy pewnie nie zadowoli, ale w drinkach raczej spoko. w vang vieng znalazlem tez happy szejki. rzeczywiscie, poprawialy nastroj na dobre pol dnia. w luang prabang usilnie chciano mi sprzedac opium, ale nie skorzystalem. na ko tao w jedynym barze w naszej zatoczce grali reggae, co chyba wiele wyjasnia. byli naprawde przyjacielscy. jak rozumiem stanowi to czesciowa odpowiedz rowniez na pytanie magdyvelherty.

no wlasnie. czytelniczka magdavelherta prosi o mnichow. oto oni.


co do prosby o szczegoly jedzeniowe - cierpliwosci. dokumentacja fotograficzna juz na ukonczeniu.

czytelniczka agatha pyta i pyta: jak radzicie sobie z bagazami? czy duze macie tobołki, pewnie juz pełne suwenirami i cackami do domu? a bezpiecznie tam jest? karty dzialają bez problemu czy posilkujecie sie gotówką? w Hanoi tez bedziecie?

odpowiadamy: uffff. ale lawina pytan. tobolki mamy normalne, tzn. dwa plecaki tak po 10 kg. a w plecakach duzo zbednych rzeczy malych i duzych - niepotrzebne skarpetki, niepotrzebne kryte buty, prawie niepotrzebne reczniki, nawet (to juz glupota zupelna) pizamy. anka ma tez zbedny letni (ale nie tropikalny!) spiwor. dobrze ze chociaz maszynki do golenia nie wzialem. co do zakupow, to raczej cienko. nie bedzie potopu suwenirow. chyba ze do kuchni nakupimy jakichs mikstur. nie chce zapeszac, ale wyglada na to, ze bezpiecznie jest bardzo. to nie indie. w ogole w porownaniu z indiami jest lajt. nie ma naganiaczy, nikt cie nie ciagnie przemoca do sklepu, przekupnie nie probuja ci niczego sprzedac 10 razy drozej. w efekcie prawie sie nie targujemy, no chyba ze kontrolnie, zeby nie wyjsc z wprawy.
z kasa jest cywilizacja. tzn. w tajlandii normalnie bankomaty w kazdej zaplutej miescinie, zwykla visa electron hula i pobieram z mbanku w bathach. wypas. w laosie bankomatow jeszcze nie ma, ale mozna bezprowizyjnie i bezstresowo wymienic w bankach dolary pieczolowicie poupychane w tajnych schowkach. czarnego rynku nie zauwazylismy, kurs jest chyba ok. ale z laotanskimi kipmi jest masa uciechy. najwiekszy nominal to 20.000, czyli... niecale 2 dolary. na granicy wymienilismy kontrolnie 50 usd i dostalismy ponad sto 5-tysiecznych banknotow w gumeczce. wszyscy sobie robili zdjecia z grubymi plikami pieniedzy. my strzelilismy fotke dopiero w hotelu.

no i pytanie ostatnie: nie, w hanoi nie bedziemy. wietnam zostaje na inna okazje.

a dla krzyska, za to ze tak bardzo ladnie komentuje - duzy piesek.