

a propos noclegow, musze pochwalic kasie z adamem, ktorzy zajeli strategicznie polozony bungalow na samym srodku plazy. byl nasza baza wypadowa do wody. moj domek na skalce mogl za to pochwalic sie rewelacyjnym widokiem z hamaka na werandzie.

sielski nastroj do tego stopnia uspil moja czujnosc, ze minimalnie spoznilem sie na pick-upa, ktory zabieral po poludniu ludzi do przystani na drugiej stronie wyspy. nagle okazalo sie, ze w calej tanote bay nie ma innego samochodu i moga mi tylko cos wezwac z miasteczka, ale to potrwa. a do promu tylko 45 min. nastepny prom dopiero w nocy. to oznaczalo, ze nie zlapalbym nocnego pociagu. a bez nocnego pociagu nie dotarlbym na 09.00 nastepnego dnia na lotnisko. i tak kilka min. spoznienia na samochod jadacy kilka km przez gory zagrozilo moim strategicznym planom. ktos poradzil, zebym ruszyl na piechote i sprobowal szczescia na przeleczy nad zatoka, gdzie jest knajpa i moze byc jakis transport. po 10 min. BARDZO szybkiego marszu w palacym sloncu pod gore z plecakiem myslalem, ze wypluje serce. ale poswiecenie zaowocowalo. zostalem w ekspresowym tempie zawieziony z moimi bambetlami motocyklem. caly czas tylko wyobrazalem sobie jakbym poszorowal na tym zwirze w razie upadku. zdazylismy doslownie na styk. przynajmniej wedlug rozkladu, bo w sumie okazalo sie, ze prom odplynal z 20-min opoznieniem. ale pick-up musial akurat odjechac punktualnie co do minuty, skubany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz