czwartek, marca 02, 2006

Jak ominąć korki w Bangkoku?

na pewno nie w moj ulubiony sposob, czyli na rowerze. na drogach panuje oczywiste bezprawie a raczej prawo silniejszego. lub tego, kto ma mocniejsze nerwy i nie ustapi. w ciagu paru dni bylem bezposrednim swiadkiem dwoch stluczek, na szczescie niegroznych.

najbardziej praktycznym rozwiazaniem wydaje sie tuz po przyjezdzie korzystanie z uslug tuk-tukow, popularnych chyba w wiekszosci azjatyckich krajow. kazdy turysta chetnie sie tuk-tukiem przejedzie - wiadomo, nie dosc, ze egzotyka, to jeszcze sprytny kierowca zawsze zrecznie wcisnie sie w kazda szpare na zakorkowanej ulicy.

problem w tym, ze kierowca jest sprytny takze jesli chodzi o kase. okazuje sie, ze duzo tansze sa w bangkoku... taksowki. nowe, czysciutkie, kolorowe samochody, wszystkie z klimatyzacja. zlamanie licznika kosztuje mniej niz dolara a potem za kazdy kilometr ciurka marne kilkanascie groszy. przy dwojce pasazerow to okazja, szczegolnie w sytuacji, gdy tuk-tuk zawsze lubi cos sobie dodac za przewozone osobo-kilogramy.

jest tez cos dla samotnego pasazera. taksowka-motocykl. pan w gustownej pomaranczowej kamizelce chetnie przewiezie na krotkim dystansie. podobno trzeba uwazac na kolana, bo motocyklisci nie sa przyzwyczajeni do wozenia ludzi o dlugich nogach (czyli bialasow) i moga o cos naszym wystajacym kolanem zawadzic. a lubia omijac przeszkody naprawde blisko. generalnie jednak sluza do podwozenia w bocznych uliczkach, gdy sie juz wysiadlo z autobusu czy metra i do domu pozostalo pare przecznic. eleganckie panie urzedniczki siadaja bokiem i beztrosko machaja bucikiem na obcasie. nie widzialem zeby jakas spadla.

czasem jednak pojazd z kierowca zawodzi, bo nie mozna sie dogadac, o czym zdaje sie juz kiedys wspominalem. tajski to jezyk toniczny, wiec zmiana intonacji przy podawaniu nazwy ulicy daje bog jeden wie jakie rezultaty. na dodatek transkrypcja na lacinski alfabet nie jest w stanie oddac tych wszystkich jekniec i glosek, ktorych w europejskich jezykach po prostu nie ma. dochodzi wiec do kuriozalnych sytuacji - raz musialem z tylnego siedzenia, orientujac sie z uproszczonej mapy w przewodniku, pokazywac gosciowi, gdzie ma jechac. w uzyciu byly trzy slowa: yes, no i stop.

w niektorych sytuacjach mozna wiec machnac reka i przesiasc sie do komunikacji zbiorowej. do wyboru sa autobusy, wodne tramwaje, metro i skytrain, czyli kolejka nadziemna. ta otatnia (2 linie) jest najbardziej efektowna, cichutki pociag plynie sobie nad korkami i mozna podziwiac wiezowce. sa jednak tylko dwie linie - oczywiscie w najbardziej zurbanizowanych, bogatych biurowo-handlowych dzielnicach. przejazdy jak na tutejsze warunki dosc drogie, mniej wiecej 2x tyle co za autobus. bilet w postaci karty magnetycznej oczywiscie z automatu, przy wysiadaniu bramka polyka te karte, tak ze pozniej wyzerowana znow trafia ona do obiegu. ekologia.

podobnie jest w rownie hi-techowym metrze (tylko jedna linia niestety). tu sa z kolei smieszne zetony, co prezentuje moja byla juz niestety wspoltowarzyszka podrozy. w metrze klima tak nasuwa, ze balem sie o korzonki, bez zartow. stacje oddzielone szyba od torow, pociag zawsze staje dokladnie przy wejsciach, jak np. na jubilee line w londynie. ale ludzi malo, byc moze dlatego, ze caly ten futurystyczny system nie jest zintegrowany, tzn. nie ma wspolnego biletu na metro i skytrain. bez sensu. w jednym miejscu nawet sie przecinaja trasy, ale oczywiscie nie ma wspolnej stacji.

najprzyjemniejszy jest wodny tramwaj. zasuwa calkiem szybko zygzakujac miedzy przystankami na obu brzegach chao praya. do tego sa jeszcze promy, bo z mostami nie ma rewelacji. bilety w postaci kolorowych karteluszkow sprzedaje konduktorka, ktora zacheca do zakupu chodzac po pokladzie i potrzasajac blaszana tuba, w ktorej trzyma drobniaki. urocze. mozna jezdzic na gape, co sprawdzilismy dosc przypadkowo, gdy zmeczeni - mimo tego potrzasania - zapomnielismy upomniec sie o bilet.

jest jeszcze kilka mniejszych kanalow, na ktorych plywaja mniejsze tramwaje. na burtach sa zamocowane niebieskie folie, ktore chyba - slabo bo slabo - ale widac na zdjeciu.

to po to, zeby zasyfiona woda nie ochlapywala pasazerow, jak plynie cos z przeciwka. naprawde sie przydaje. plynalem tez takim, ktory mial opuszczany dach. przed niskimi mostkami szofer krecil korba, dach sie opuszczal i wszyscy musieli schylac glowy.

ach, bylbym zapomnial, jest jeszcze jeden sposob na korki - mozna na piechote chodzic.

Brak komentarzy: