piątek, marca 17, 2006

Impreza była


taaak. najlatwiej byloby oczywiscie napisac, ze full moon party to fool moon party; syf, komercha, ruja i narkomanstwo. ale prawda jest taka, ze w sumie mi sie podobalo. no i chyba bym sobie nie darowal, gdybym sie na te cale baunsy nie wybral. ale jak zwykle - po kolei.

kroton z dominika (eee, moze o spotkaniu z nimi przy innej okazji?) kategorycznie oswiadczyli, ze nie ida, bo to dziadocha. zreszta musiala byc to dosc przemyslana decyzja, bo osiedlili sie dokladnie na drugim koncu wyspy - przy okazji komplikujac mi troche zycie. odprowadzili mnie tylko do wioski, gdzie zatrzymuja sie shared taxi i przezyli troche szok, bo wlasciwie wszystko bylo zamkniete i wymarle. zgadnijcie dlaczego? ze zlapaniem transportu klopotu nie mialem; wszystko jechalo w jednym kierunku - na plaze haad rin. juz w pick-upie, ktory mnie zabral atmosfera byla jak w metrze w warszawie na sylwestra.

na haad rin wszystko jest podporzadkowane comiesiecznemu full moon party i organizacja jest imponujaca - parkingi, pomoc medyczna, otwarte wszystkie sklepy (a jest ich niemalo) no i oczywiscie jedzenie i picie. glownie picie.

prosze, od razu w zestawie - piersioweczka, drink energetyczny i napoj w puszce. slomki, wiaderka i lod gratis. dla pijaka raczej wypas. nic dziwnego, ze "zwloki" walaly sie po plazy juz jak przyjechalem a nie bylo chyba jeszcze 23.00. w ogole pierwsze wrazenie raczej apokaliptyczne. tysiace ludzi w waskich uliczkach dochodzacych do morza, kakofonia i ogolne rozpasanie.

na samej plazy oczywiscie wiecej gapiowiczow niz zdeklarownych imprezowiczow. i cale szeregi gosci stojacych po kolana w wodzie i sikajacych do morza. to bylo dosc oblesne. czy musze dodawac, co sam robilem, gdy juz oproznilem swoj buckecik?

na plazy tak chyba z 6 czy 7 sound systemow, na szczescie im robilo sie pozniej, tym muzyka sie bardziej klarowala. jakiegos szczegolnego badziewia nie puszczali. byla dzialka d'n'b z bardzo fachowym mc (jakis angol, moze kto znany?), byly oczywiscie niesmiertelne psy-trance'y, houserka, no dla kazdego cos milego w dziedzinie mechanicznej. ja najwiecej czasu spedzilem chyba przy scenie electro. byly tez oczywiscie klasyczne plazowe atrakcje, czyli ognie. nota bene, koles wyglada, jakby rzucal czar fire shield w diablo 2.

o nasze bezpieczenstwo dbala oczywiscie miejscowa policja (he, he). dbala bardzo gorliwie, przechadzajac sie w tlumie tu i tam. a 200 metrow dalej, tam gdzie bylo troche luzniej i ciszej, pracowali dealerzy. gdyby to kogos interesowalo - za piguly asking price 600 bahtow. na krecenie z politowaniem glowa "thank you, thank you" i odchodzenie - cena od razu spada do 500. wiec z ta policja to troche porazka jak zwykle. choc oczywiscie jak wracalem do domu, to w busie jakis francuz opowiadal, ze jego kolege zlapali na paleniu zielska i teraz jedzie do bungalowu po pieniadze, zeby go wykupic. bez komentarza. a tu na zdjeciu pan ratownik. jak uznal, ze w wodzie dzieje sie cos dziwnego (a dzialy sie rozne rzeczy, jak to w cieplym morzu w nocy), to gwizdal i swiecil latareczka. dosc skuteczny byl, ale przyjazny.

jesli chodzi o mnie, to pierwsze pare godzin po prostu lazilem i sie gapilem (jak wiekszosc), ale potem sie zreflektowalem, ze do wschodu slonca jeszcze 5 godzin i trzeba sie jakos zorganizowac. wiec kupilem bucket, zatankowalem paliwo i wbilem sie w tanczacych. to byl dobry pomysl. imho, ten kto narzeka na full moon party po prostu nie sprobowal sie tam pobawic, albo spodziewal sie nie wiadomo czego. a to przeciez tylko techniawka na swiezym powietrzu. ze trzeba lubic umca-umca to chyba jasne. im blizej bylo switu, tym robilo sie fajniej. mniej ludzi, ale za to bardziej zainteresowanych tematem.


niestety nie poderwalem zadnej laski (ale czy jakbym poderwal, to bym o tym napisal?) i mysle, ze to pewnie przez te okulary i brode. no bo czy tak wyglada normalny balangowicz?

do domu ruszylem w sumie ok. 8 rano. musialem jeszcze holowac jakiegos pijanego niemca, ktory wmawial kierowcy, ze ten go okradl. kierowca sie zdenerwowal. nie bylo milo. a niemiec w koncu oczywiscie znalazl te swoja garsc banknotow w kieszeni.

1 komentarz:

kamil puczko pisze...

ale dalas do pieca...